szukaj nieruchomości

Typ nieruchomości

Lokalizacja

Liczba sypialni

Cena od

Cena do

Nr referencyjny

Trudno w to uwierzyć, ale Dream Property Marbella ma już 10 lat!

Na początku był... kryzys

Gdy zaczynałam myśleć o swoim biurze obrotu nieruchomościami na rynkach świata szalał kryzys. Jeśli czytaliście kiedyś mój wpis o tym, skąd wzięło się Dream Property w Hiszpanii, pewnie znajomo zabrzmi Wam ten fragment: „(…) w 2010 roku, kiedy w Andaluzji zamyka się 40.000 agencji nieruchomości, ja realizuję moje marzenie i powstaje Dream Property Marbella - polskie biuro nieruchomości na Costa del Sol. Wielu znajomych puka się w czoło słysząc o moim pomyśle, inni z dobrego serca doradzają zmianę branży. Ja grzecznie słucham tych rad i zgodnie z zasadą „co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”, robię swoje. Na początku wiem, że chcę pomagać ludziom realizować ich marzenia (nazwa firmy nie jest przypadkowa).” 

Cały tekst tutaj: https://www.dreamproperty.pl/blog/52/skad-wzielo-sie-dream-property-polskie-biuro-nieruchomosci-w-hiszpanii.

To nie jest biznes dla każdego

I tak realizuję te marzenia od ponad 10 lat. Zaczęłam w 2009 roku jako freelancer, w 2010 powstała firma, przez którą przewijali się mniej lub bardziej udani współpracownicy. Nikt nie zagrzał miejsca na dłużej, bo to nie jest łatwy biznes. Jeśli nakręca Cię natychmiastowy sukces, a jego brak odbiera Ci chęć do życia i entuzjazm, lepiej poszukaj innego zajęcia. W hiszpańskich nieruchomościach na sukces pracuje się zwykle kilka tygodni, miesięcy, a nawet lat. Moi „rekordziści”, czyli klienci, z którymi pracowałam najdłużej, szukali swojego miejsca na Costa del Sol przez 4 lata. W międzyczasie zmieniały się ich potrzeby, rodziły im się dzieci, ewaluowały możliwości finansowe. W końcu znaleźli to, czego szukali, żeby było śmieszniej – nie ze mną. Dla zachowania równowagi: najszybszy klient zdecydował się… w jeden dzień. Odważycie się wyciągnąć średnią? ☺

Wracając do współpracowników Dream’u, przez pierwszych 5 lat istnienia firmy nauczyłam się, że:

  1. nieruchomości to nie jest biznes dla każdego – mimo, że może się takim wydawać;
  2. ludzie są niebywale roszczeniowi,
  3. nie można ich pozostawić bez kontroli (czytaj: zaufać),
  4. jak jest dobrze, to jest dobrze, ale jak ich zdaniem przestaje być, to… nie biorą jeńców.

Wtedy postanowiłam na zawsze zostać firmą jednoosobową. Wytrwałam w moim postanowieniu jakieś półtora miesiąca. Kiedy zdałam sobie sprawę, że pracując w takim rytmie za moment zapomnę, co to znaczy spać, złamałam się i zadzwoniłam pod numer przekazany mi kiedyś przez pewnego sympatycznego pracownika banku. 

Hola Klaudia! 

I tu wchodzi Klaudia… nie, nie cała na biało. Raczej w kolorowych ciuchach, z blond grzywą i zaraźliwym uśmiechem na twarzy. Zaczęłyśmy rozmawiać, wyłożyłam jej karty na stół, głównie te słabe, żeby wiedziała, na co się porywa. Mimo to postanowiła spróbować. Nie miała ze mną łatwo przez pierwszy rok, bo moja osobista mania prześladowcza potocznie zwana perfekcjonizmem plus doświadczenia z jej poprzedniczką spowodowały, że kontrolowałam niemal każdy jej ruch. Wszystko, co robiła, musiało najpierw dostać mój akcept (włącznie z pierwszymi mailami do klientów, które miała obowiązek najpierw wysyłać do mnie – ewentualnie korzystać z moich „gotowców”). Długo nie dopuszczałam Klaudii do klientów obawiając się, że sobie nie poradzi, albo że postanowi odejść w samym środku procesu sprzedaży. Taki niełatwy dla nas obu okres próbny trwał prawie rok, dopiero po tym czasie odpuściłam, bo dotarło do mnie, że Klaudia przyszła, żeby zostać i że możemy sobie ufać. 

Od 2015 roku Dream liczy więc dwie głowy, jedną ciemną, drugą blond, obie mądre ☺ W 2019, kiedy Klaudia postanowiła zostać mamą, na kilka miesięcy dołączyła do nas Gosia, która po swoim niedawnym powrocie do Gdańska jest naszym przyczółkiem w Polsce. 

Hola Piotrek!

Dream Team nie byłby kompletny bez Piotrka, który sam siebie nazywa „współpracownikiem Dream’u na uchodźctwie”. Bez niego nadal błądziłybyśmy w odmętach internetu, marketingu i komunikacji jak dzieci we mgle. Od kilku dobrych lat miałam przekonanie, że nasze działania tzw. marketingowe to zmierzający donikąd chaos. Męczyłam tym tematem Wojtka, szefa Artneo, olsztyńskiej firmy odpowiedzialnej niemal od początku Dream’u za naszą stronę internetową. Niemal dlatego, że pierwszą wersję zrobiła inna firma, a wszystkie pozostałe, oraz aktualna, były realizacjami Artneo. Wojtek, człowiek niebywale zadaniowy, bardzo intensywnie próbował znaleźć osobę, która mogłaby zająć się naszym marketingiem, ale nie udawało nam się to przez dobre dwa lata.

W tym czasie ja wydzwaniałam po agencjach PR próbując nawiązać jakieś relacje, ale jak nawiązywać relacje, kiedy rozmowa zaczyna się od pytania: „Jaki masz budżet?” Skąd ja mogłam wiedzieć, jak miałam budżet, skoro nie wiedziałam dokładnie, co tak naprawdę jest do zrobienia? Miałyśmy obie z Klaudią milion pomysłów: tu jakiś początek bloga, tam jakieś konta na Insta i FB, na które coś tam wrzucałyśmy od czasu do czasu – i nic z tego nie wynikało. Budżet?... I tu pewnego dnia pojawił się Piotrek, który zamiast zadać TO pytanie, zadał inne: „Czego Wy dziewczyny właściwie chcecie?”.

I uruchomił lawinę, która zeszła na jego głowę w postaci naszego półtoragodzinnego słowotoku. Dzielnie wysłuchał do końca, a potem stwierdził, że musi to przemyśleć i wróci do nas z wnioskami. Miałam poważne obawy co do tego powrotu, ale faktycznie wrócił i jest z nami już ponad dwa lata. A nasze zasięgi wszelakie bardzo się z tego cieszą i szybują pod niebiosa. To również Piotrek spowodował, że dla Was piszę. Kiedy odkrył, że lubię pisać, a Wy to chętnie czytacie (dzięki! ☺ ), to okazało się, że do moich licznych zajęć doszło tworzenie wpisów blogowych, artykułów i ostatnio fejsbukowych dzienników, które wymyśliłam w czasie kwarantanny. 

Dream nie byłby tym, czym jest i być może nie przetrwałby dekady, gdyby nie ludzie, którzy go ze mną tworzą. Dziękuję Wam. 

10 lat minęło i nadal ciężko mi w to uwierzyć

Swoją drogą wierzyć mi się nie chce, że minęło już ponad 10 lat. Kiedy w 2009 stawiałam pierwsze, bardzo niepewne kroki, mój „biznesplan” zakładał przeżycie kolejnego roku. Udało się, chociaż nie było łatwo. W tamtym czasie, mniej więcej do roku 2013, kiedy powoli zaczął się odbijać, rynek nieruchomości w Hiszpanii był na skraju przepaści. Banki nie udzielały kredytów, miały za to pełne szuflady „złych długów” i odebranych nieruchomości, których nie umiały się pozbyć. Powoływały w swoich strukturach biura obrotu tymi nieruchomościami, które mimo najlepszych chęci nie radziły sobie z ich upłynnianiem, bo chętnych na zakup było wtedy niewielu. Przyszedł moment, kiedy do gry weszły zagraniczne fundusze inwestycyjne i zaczęły kupować nieruchomości od banków. To były gigantyczne zakupy, bo fundusze kupowały całe osiedla, dokończone lub nie, a potem spokojnie czekały na lepszą koniunkturę, która przyszła z końcem roku 2013.

Słowo klucz? Kompleksowa obsługa

Od mniej więcej 2014 roku zaczęły się dla Dream’u dobre czasy. Były lata lepsze i gorsze, mniej lub bardziej udane transakcje, ale coś się działo. Rozwinęłyśmy poza sprzedażą nieruchomości również zarządzanie nimi i wynajmy krótkoterminowe. Tu nasz team powiększył się o Agatę i jej ekipę. Bez nich skoordynowanie tych wszystkich przyjazdów, wyjazdów, sprzątania, prania i miliona różnych awarii najchętniej dziejących się w tym samym czasie i w różnych miejscach, byłoby bardzo trudne. 

W którymś momencie działalności zaczęłyśmy oferować też naszym klientom pomoc przy remontach. Okazało się, że w nowo zakupionym mieszkaniu czy domu zawsze jest coś do zrobienia, a te, często drobne, naprawy i poprawki potrafią stać się dla cudzoziemców nieznających języka ani rynku dużymi problemami. Przejęłyśmy je więc i przekazałyśmy w dobre ręce Daniela, z którego firmą współpracujemy już ponad 6 lat.

Nigdy nie planowałam, że Dream będzie zajmował się wynajmami czy remontami, te dodatkowe działania wynikały z tzw. potrzeb rynku. Moją ideą było zaoferowanie klientowi, który pojawia się na zupełnie nieznanym dla siebie terenie, kompleksowej obsługi w jego języku

Założenia były słuszne

W marcu 2019 pisałam tak: „10 lat i 4 wersje strony internetowej później nadal tu jestem. Dream stał się w końcu stabilną, dobrze prosperującą firmą i jest szansa, że jeszcze podrośnie. Nie chcę, żeby urósł za mocno i stał się fabryką, a klienci numerami referencyjnymi bez twarzy. Nadal uważam, że to jest biznes oparty na relacjach i zaufaniu, a ich zbudowanie jest niemożliwe bez osobistego kontaktu z klientem. Widzę, że moje założenia z początków działalności były słuszne: Dream ma swoich długoletnich klientów, najlepszych ambasadorów marki jakich tylko można sobie wyobrazić. Część z nich poszła krok dalej i zostaliśmy przyjaciółmi, co bardzo sobie cenię.”

To wszystko jest jak najbardziej aktualne, moje założenia były słuszne – nie przewidziałam tylko pandemii ani tego, że świat niemal z dnia na dzień stanie na głowie. 

I tu, bez pukania i z buciorami wchodzi pandemia koronawirusa...

I tu wracam do pierwszego zdania tego tekstu: to ironia losu zaczynać w kryzysie i 10 lat później znaleźć się w podobnej sytuacji. Jaka przyszłość nas czeka? To pytanie, które zadajemy sobie chyba wszyscy. My, żeby normalnie funkcjonować, potrzebujemy otwartych granic, wolnego przepływu ludzi i kapitału – czyli podstawowych wolności, które są podstawą istnienia Unii Europejskiej. W marcu niemal z dnia na dzień okazało się, że obliczu „nieznanego wroga” te wolności nie mają racji bytu. Teraz niby wróciły, niby wszystko jest w porządku, a jednak żyjemy we wszechogarniającej niepewności. Taka atmosfera nie sprzyja inwestycjom, biznesom ani życiu. Wszyscy staramy się robić swoje, adaptując się do okoliczności, ograniczeń i nierzadko absurdów, które nas otaczają, ale mamy świadomość, że za moment coś walnie. Czy będzie to kolejny lockdown? Czy może tylko kolejne restrykcje? Tego nie wiemy. Trudno jest w takim momencie cokolwiek planować, więc postanowiłyśmy dalej robić to, co umiemy najlepiej, czyli uważnie słuchać naszych klientów i pomagać im w realizacji ich planów i marzeń. Nazwa firmy zobowiązuje  

Pamiętacie, że Dream powstał z marzenia? Zatem informuję, że zasób moich marzeń jeszcze się nie wyczerpał. Stay tuned ☺

 

Przeczytaj także

3 inwestycje na Costa del Sol, w których ceny mieszkań zaczynają się poniżej 300.000 EUR

Ile kosztuje metr kwadratowy mieszkania w Hiszpanii w 2024? Sprawdzamy

Co warto, a co trzeba zobaczyć w Andaluzji – subiektywny przewodnik po jednym z najpiękniejszych regionów Europy

Regulacje prawne wynajmu nieruchomości w najpopularniejszych regionach Hiszpanii w 2024 roku

Kontakt Oferta